Witajcie :o)
Mój poprzedni wpis był pełny zachwytu i podziwu dla kosmetyku, a ten będzie przeciwieństwem! W tym poście chciałam Wam poopowiadać o totalnym bublu, który niestety wpadł w moje łapki:
Avon True Colour Eyeshadow Quad czyli poczwórne cienie do powiek
Mój egzemplarz tego badziewia jest w kolorze Fresh Cut Greens. Posiadam je z wymianki i gdy zobaczyłam je na stronie dziewczyny z którą miałam się wymienić aż mi się oczka zaświeciły do tych fajny zieleni. Niestety fajne to one są wyłącznie w opakowaniu! Przejdźmy lepiej do swatchy to się same przekonacie o co mi chodzi….
Cienie mają formułę satynowo-perłową więc to nie jest taka typowa mocna perła. Ale pigmentacja jest OKROPNA!!! A raczej jej nie ma! Cień nr 1 czyli perłowa biel opalizująca na złoto – z tej bieli na powiece zostaje tylko ten nieszczęsny złoty poblask. Cień nr 2 i 3 czyli ta złota i zgniła zieleń jeśli są obok siebie (tak jak tu na swatchu) różnią się od siebie, ale na oku to jedna wielka zielona breja więc równie dobrze możecie położyć jeden z tych cieni, nie widać różnicy. Jedyne co nadawało by się do jakiegoś użytku to cień nr 4 ciemna zieleń, ale dlatego wypada lepiej od swoich kolegów z quadu ponieważ jest najciemniejsza, a i tak tworzy niezłe prześwity na oku.
Wierzcie mi, żeby zrobić dla Was w miarę widoczne swatche musiałam nakładać je chyba z 5 razy!
A ktoś powie: a od czego jest baza pod cienie żeby podbić kolor? Przy tych cieniach nie ma czego podbijać. Miałam je na bazie i na oku wyglądają jak leciutka smuga koloru. Prawie niewidoczny kolor, zostają tylko złote drobinki, które z resztą tandetnie wyglądają.
Wpadłam jeszcze na jeden pomysł – żeby zdrapać wierzchnią warstwę cieni, często dopiero pod nią kryje się dobry kosmetyk – w tym przypadku nawet to nie pomogło.
Cienie na oku trzymają się cały dzień, nie wałkują, ale co z tego jak w ciągu dnia kolor jeszcze bardziej blaknie (jak już na początku jest beznadziejny) a pod koniec zostają tylko te złote, tandetne drobinki.
Aaaaa jeszcze przypadkiem ich nie rozcierajcie ani pędzlem ani palcem bo zostanie wam to:
Całe szczęście, że mam tą paletkę z wymianki i, że jakimś cudem nigdy jej nie kupiłam (a już parę razy w katalogu mnie kusiły). Za cenę ok. 25 zł możecie mieć 12 cieni ze Sleek z kosmiczną pigmentacją.
Nie wiem jakie są inne zestawy kolorystyczne, ale pamiętajcie tej Fresh Cut Greens nawet nie bierzcie do ręki!!!
Ja posiadam 2 paletki z tej serii, w szarościach smokey eye i w brązach mocha latte ( mam nadzieje, że dobrze kojarzę nazwy) i obydwie mają bardzo słabą pigmentację. O ile brązy nadają się do bardzo delikatnego dziennego makijażu to szarości nie nadają się praktycznie do niczego.
No to przynajmniej wiem, że to nie jest przypadek!
No niestety, cienie z Avonu pigmentacją nie grzeszą
Ale za 20 zł taki bubel sprzedawać?!
wlasnie to jest najgorssze niby takie eleganckie i wgl a kompletna klapa i to jeszcze 20 zl..
Mądry Polak po szkodzie… :/
oj ja też się nacięłam na jedną paletę fioletów, okropne są te cienie, już żadnych z Avonu nie zamówię
Dlatego ja trzymam się Sleeków 🙂 (Mimo tego diabelnego osypywania się)
Też właśnie u siebie o nich pisałam (ostatnia notka) kupiłam je przed studniówką Chłopaka i myślałam że będzie super. Ja mam 2 paletki każda 21.90 :\
Nigdy nie trafiłam na dobre cienie z Avonu, dlatego już mnie zupełnie nie kuszą.
mnie taka delikatna pigmentacja (zwłaszcza w przypadku takich ryzykownych kolorów, jak zielenie czy fiolety) bardzo odpowiada. dzięki temu mam delikatny, subtelny makijaż, który jak najbardziej jest widoczny. dla mnie rewelacja.
Pigmentacja pigmentacją, ale nie da się z nimi pracować. Nie można ich razem zblendować czy rozetrzeć, bo znikają z powieki. To już nawet nie chodzi o moc koloru tylko o to, żeby jednak na tej powiece COŚ zostało. Niestety BUBEL i tyle.