Witam Was Kochane Moje w kolejnej notce pt. „Testuję Kosmetyki ORIFLAME”.
Tym razem na tapecie są:
- Oriflame Beauty Crystal Base & Top Coat czyli Emalia 2 w 1 Oriflame Beauty
- Feet Up Soothing Foot Cream czyli Kojący krem do stóp Feet Up
- Oriflame Beauty Wonder Lash Waterproof Mascara czyli Wodoodporny tusz do rzęs Oriflame Beauty Wonder
- Oriflame Beauty Studio Artist Concealer czyli Korektor Oriflame Beauty Studio Artist
Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po emalię Oriflame Beauty Crystal Base & Top Coat pomyślałam sobie: „Pewnie kolejny lakier bezbarwny, który ma zdziałać cuda, jasne!? :/”. Ale powiem Wam… polubiliśmy się od pierwszej aplikacji na pazurki. Ten lakier może pełnić dwie funkcje: bazy pod lakier kolorowy oraz jako top coat czyli lakier nawierzchniowy. Jako baza sprawdza się genialnie! Świetny, silikonowy pędzelek nakłada odpowiednią ilość lakieru, nie jest przesiąknięty produktem dzięki czemu nakłada równą, zgrabną warstwę lakieru. Kiedy skończycie nakładać go jako bazę na ostatni paznokieć, pierwszy już jest suchy. Wysycha na pół – matowo. Dzięki tej emalii lakier kolorowy gładko się nakłada, idealnie rozkłada na płytce paznokcia i trzyma się na nim o 2 – 3 dni dłużej. Co mnie zaskoczyło najbardziej to to, że świetnie chroni płytkę paznokcia przed przebarwieniami od mocnych kolorów takich jak żółć, zieleń czy czerń. Po zmyciu płytka jest idealnie gładka, zadbana, jasna i nie łuszczy się jak by była dodatkowo nawilżona.
Jako top coat sprawdza się dobrze. Nie jest to może niezniszczalny Seche Vite dzięki któremu po 5 minutach od nałożenia możemy zmywać gary, ale też radzi sobie całkiem całkiem choć musimy poczekać do jego wyschnięcia jakieś dobre 10-15 minut :/. Przedłuża trwałość lakieru ok. 2 – 3 dni czyli nasz lakier kolorowy ma szansę przeżyć na naszych pazurach ok. 5 – 7 dni. Nie daje też takiego super błysku jak Seche Vite, ale odpowiednio nabłyszcza i zabezpiecza lakier kolorowy.
Oriflame Beauty Crystal Base & Top Coat zawiera w sobie proszek diamentowy o właściwościach utwardzających, wzmacniających i nabłyszczających za jednym razem więc właśnie w tym proszku jest zaklęta cała skuteczność tego produktu.
Najbardziej zakochałam się w jego skuteczności jako baza, jest o niebo lepszy od zwykłych odżywek! Polecam GORĄCO! Dla mnie to HIT!
Kolejnym kosmetykiem, do którego podeszłam z dużą dozą ostrożności i niedowierzania jest Feet Up Soothing Foot Cream. Mam bardzo duży problem z maksymalnie suchymi i pękającymi piętami więc u mnie zwykłych, prosty kremik do stóp się nie sprawdza. Także ten krem miał okazję zadziałać w mega trudnych warunkach. I co, zadziałał?! Powiem Wam… chylę czoła nad tym produktem. Niby niepozorny kremik o dość tępej, niezbyt tłustej konsystencji, ale ma bogate wnętrze. Został wzbogacony łagodzącym wyciągiem z kwiatu pomarańczy i olejkiem z kiełków pszenicy o działaniu nawilżającym. Odżywia, zmiękcza i koi suchą i szorstką skórę stóp. Przez ten dość bogaty skład nie wchłania się zbyt szybko, raczej polecam go jako krem na noc, nałożony grubą warstwa i na to skarpetki. Rano stopy jak marzenie! Sucha skóra pięknie nawilżona, a pęknięcia spłycone i powoli się goją. Nie wiem dlaczego nawali go kojącym kremem do stóp, bo nie ma efektu chłodzenia, ale zapach jest dość rześki (mieszanka pomarańczy, mięty i nut zmielonego zboża). Doczytałam się także, że w składzie ma też mocznik i to nawet na 4 pozycji więc tym bardziej wiem skąd tak SKUTECZNE działanie tego kremu. Jeśli macie tak duże problemy ze skórą stóp to KONIECZNIE go spróbujcie! 🙂
Kolej na konfrontację z bestsellerem Ori czyli sławna maskara Wonder Lash, ale w wersji wodoodpornej – Oriflame Beauty Wonder Lash Waterproof Mascara. Kupuję maskary wodoodporne, ale nie dla ich właściwości ochronnych przed wodą, a dla trwałego efektu podkręcenia rzęs. Maskary wodoodporne po nałożeniu bardzo szybko zasychają i „zamrażają” podkręcenie rzęs po zalotce co dla mnie osobiście jest bardzo ważne. Ale zanim przejdę do efektu samej maskary należy wspomnieć o jej ciekawej szczoteczce. Silikonowa, dość cienka, która ma z jednej strony długie włoski (coś na kształt grzebyczka), a z drugiej bardzo króciutkie co ma ułatwiać aplikację. Jestem posiadaczką bardzo krótkich i sztywnych rzęs więc powiem Wam szczerze, że nie do końca ta szczoteczka ułatwia aplikację. Włoski są faktycznie fajne skonstruowane, ale bardzo rzadko rozłożone na szczoteczce. Tusz sam w sobie jest dość mokry i wodnisty w swojej konsystencji. Tusz podkreśla rzęsy w sposób bardzo naturalny, odrobinę wydłuża, całkiem ładnie i dokładnie rozdziela rzęsy, nie rozmazuje się ani nie kruszy.
Ale NIESTETY dla mnie nie ma efektu: „WOW Pięknie rzęsy”. Ani nie pogrubia, ani nie zwiększa objętości ani nie sprawi magicznie z naszych rzęs przysłowiowych firanek. Dodatkowo jest mega wodoodporny więc bardzo ciężko go zmyć nawet produktami do demakijażu wodoodpornego. Efekt tej maskary macie na zdjęciu, same oceńcie. Jak dla mnie kiepski! :o/ Czuję się rozczarowana…
Na koniec zostawiłam kosmetyk, który swoją nazwą wprowadza nas w duży błąd co do swojego działania. A mowa tu o Oriflame Beauty Studio Artist Concealer. Pierwsze co przychodzi nam na myśl pod hasłem „korektor” to dobre krycie, maskowanie niedoskonałości i niwelowanie przebarwień. Idąc takim torem myślenia totalnie się rozczarujecie! Ten kosmetyk nazwałabym „niewidzialnym czarodziejem”. Już wyjaśniam dlaczego… Zawarty w tym korektorze kompleks Illuma-Flair rozprasza światło i widocznie minimalizuje zmarszczki oraz niedoskonałości cery – przebarwienia i popękane naczynka, które znikają pod cienką warstwą korektora. Ten korektor nie na ani minimum krycia, a jednak dzięki grze światła niedoskonałości znikają. Uzyskany efekt to idealna skóra, która wygląda całkowicie naturalnie. Składniki nawilżające zapewniają lekkość i komfort noszenia. Oczywiście jeśli macie duże zasinienia pod oczami i chcecie je ukryć ten korektor tego nie zrobi, bo nie ma takiego krycia, ale nałożony na inny, mocniej kryjący korektor niweluje jego efekt pudrowości, zbierania się w zmarszczkach, ciężkości. Efekt jaki daje to pięknie rozświetlona, promienna cera, bardzo naturalna bez grama rozświetlających drobinek czy brokatu, nie widoczny i niewyczuwalny na twarzy, ultralekki. Po prostu MAGIA!!! Nałożony w strategicznych partiach twarzy tzn. czoło, grzbiet nosa, broda, okolica pod oczami czy skronie pięknie wydobywa i rozjaśnia! Kolor Light jest świetnym, bardzo jasnym odcieniem beżu z maleńką, rozświetlającą nutą różu. Nie myślcie o nim jak o korektorze, a raczej jak o rozświetlaczu bez drobinek. Magia, mówię Wam magia…
Zapraszam Was serdecznie do przeglądnięcia katalogu 8 (KLIK), który ważny jest do 09.06.2013r.
W razie jakichkolwiek pytań o Oriflame lub zapisania się do szeregów Ori w grupie iGO zapraszam na stronę Agi (KLIK).
Mam ten korektor z ori:) Jest świetny:)
Niby nic, ale daje efekt, którego tak naprawdę nie widać, ale jest różnica bez a z tym korektorem.
Przydałby mi się ten kremik do stóp, bardzo fajny 🙂 jestem też bardzo ciekawa tego korektora 🙂
Krem warto kupić na jakiejś „promocji” których wiele, a korektor warto wypróbować naprawdę genialny.
Też mam Oriflame Beauty Studio Artist Concealer w wersji Light 🙂 I zgadzam się z opinią 🙂
Jak go pierwszy raz użyłam to się totalnie rozczarowałam, bo faktycznie nazwa dość myli, ale jak zobaczyłam efekt jaki daje – uwielbiam.