Witajcie :o)
Kosmetycznie sierpień minął mi bez zakupowo (noooo prawie ;o) ). A jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. A mianowicie czeka mnie duży, niekosmetyczny wydatek, którego najchętniej bym nie chciała. Niestety mus to mus… i dlatego w tym miesiącu ostro wzięłam się za wszystko co mam na łazienkowych półkach oraz za próbki z GlossyBoxów. Może to i dobrze?! Zmobilizowało mnie to do skończenia produktów, które gdzieś tam zalegały z różnych powodów. Parę pustych opakowań wylądowało wreszcie w koszu.
Mimo wzmożonego zużywania w tym miesiącu tylko parę produktów stało się moimi HITAMI:
Produkty My Skin od Essence to był mój praktycznie jedyny, większy zakup w tym miesiącu. Nie mogąc się zdecydować, który produkt do mycia twarzy kupić, ze sklepowej półki wzięłam oba. Niestety tylko Krem do mycia twarzy 4w1 okazał się hitem. Ma bardzo zbitą, treściwą konsystencję. Ma lekko brzoskwiniowy kolor i zawiera w sobie niebieskie i czerwone drobinki peelingujące. Świetnie pachnie owocami – coś jak słodka brzoskwinia zmieszana z cytrusami. A działanie?! Świetne! Genialnie peelinguje twarz z martwego naskórka pozostawiając skórę gładką jak pupcia niemowlaka. Skórka po tym kremie jest lekko zaróżowiona a to dlatego, że drobinki są dość ostre. Ostrzeżenie dla tych z Was, które mają bardzo wrażliwą skórę – niestety ten peeling myjący nie będzie dla Was dobry, bo jest zdecydowanie za ostry, ale dla tych z Was, które lubią ostrzejsze, mocniejsze peelingi – będzie w sam raz. Dlatego, że jest dość mocny raczej lepiej stosować go co drugi, a nawet trzeci dzień. Zdecydowanie wystarczy. Super zmywa resztki makijażu oraz pozbywa się całodniowego sebum. Myje, oczyszcza pory lecz jak zapewnia producent nie matuje. Jako wariant maski na twarz też całkiem nie źle się sprawuje. Kosmetyk godny polecenia i wypróbowania na sobie.
Avon Planet Spa White Tea Energising Face Mask /Energizująca maseczka z biała herbatą (75 ml / 27 zł)
Jestem wielką fanką maseczek z Avonu z serii Planet Spa. Są to jedne z tych produktów z Avonu, które są skuteczne i naprawdę działają. Mam wszystkie rodzaje tych maseczek, ale ta z białą herbatą mnie totalnie zaskoczyła! Jest to maseczka typu „peel off” czyli nakładamy, czekamy ok 30 min aż całkowicie wyschnie i ściągamy ją jednym płatem. To jak twarz po niej wygląda to jest wielkie WOW! Super nawilżona, gładka, czysta, pełna energii i… lekko zliftingowana. Powiedziałabym nawet, że lekko wyrównuje kolory skóry przez co nadaje skórze przyjemnego blasku. Ten efekt liftingu najbardziej mnie zaskoczył. To bardzo przyjemne naciągnięcie skóry daje ogromny efekt. Skóra jest pełna blasku i energii, a efekty tej maski utrzymują się jeszcze przez tydzień. MUSICIE JĄ MIEĆ!!! Tylko pamiętajcie kupicie ją jak będzie na jakieś promocji za 9,99 zł ;).
Jak zobaczycie wstecz na moje kity poprzednich miesięcy to praktycznie w każdym miesiącu był jakiś bubel do demakijażu. Chyba ostatnio przeszłam jakieś 5-6 produktów tego typu. Żaden nie był tak cudowny jak woda micelarna od Bourjois. To mój święty Grall wśród produktów do demakijażu. Wróciłam do tej wody jak syn marnotrawny. Dopiero jak się coś straci to się to docenia. Podświadomie wszystkie testowane kosmetyki do demakijażu porównuje z Bourjois. Trzeba powiedzieć to głośno: NIE OPUSZCZĘ CIĘ AŻ DO ŚMIERCI! Pewnie wiele z Was już zna to cudo, bo jest to Kosmetyk Wszech Czasów na Wizaż.pl. Moja recenzja jest do przeczytania TUTAJ.
Od zakupu pojedynczych pędzli LancrOne z linii Professional będzie już mijać rok! (TUTAJ link do zakupów). Dzień w dzień ich używam i za każdym razem odkrywam ich zastosowania na nowo. Bohaterem sierpnia jest pędzel E327 czyli typowy „puchacz” do rozcierania cieni. Pędzel specjalnie zaprojektowany do mieszania i łączenia ze sobą cieni w załamaniu powieki i rozcierania granic między kolorami. Zaokrąglone i stożkowo ułożone naturalne włosie wiewiórki. Puszysty, miękki i delikatny. Ani jeden włosek z niego nie wypadł. Po każdym praniu jest wciąż tak samo puszysty i zachowuje swój kształt. Jak zobaczycie moje makijaże z sierpnia są one mocno porozcierane, kolory przechodzą jeden w drugi. To jest właśnie zasługa tego pędzla. Potrafi stworzyć przepiękną smugę koloru na powiece, nawet z cieni matowych, które są ciężkie do rozcierania. Gdy trzeba połączyć ze sobą kolory, aby uzyskać płynne przejście, jest NIEZASTĄPIONY!!! Nie jest pędzlem precyzyjnym więc nadaje się tylko do rozcierania, ale robi to fenomenalnie. Do kupienia TUTAJ.
Moja 10 ml próbka pochodzi oczywiście z GlossyBoxa. Co mnie najbardziej zdziwiło w tym kremie to wydajność – próbka wystarczyła mi na MIESIĄC!!! Dokładnie ostatnią porcję wycisnęłam 31 sierpnia, a od razu zaznaczę, że nie oszczędzałam go jakoś specjalnie. Jest to produkt walczący z oznakami zmęczenia skóry. Rozświetla, wygładza i doskonale nawilża. Skóra wraca do formy: natychmiast odzyskuje blask, staje się gładka i bardziej elastyczna, jest idealnie nawilżona. Byłam zaskoczona, że krem, która tak naprawdę przeznaczony jest do wszystkich typów skóry, tak dobrze działa i na skórę mieszaną. Ma lekką konsystencję więc nie przetłuszczał mojej skóry, a jednocześnie tak bogaty, że idealnie nawilża. Świetny pod makijaż, nic nie spływa i się nie waży. Jedyny mankament to cena! Szkoda… nigdy więcej pewnie go nie kupię, ale cieszę się, że przynajmniej przez ten jeden miesiąc moja skóra miała tyle blasku!
Jeszcze miesiąc temu jeśli ktoś powiedział by mi, że kupię lakier do włosów z Lidla i jeszcze będę się nim zachwycać to popukałabym go w czoło. Oczywiście nic nie mam do Lidla… chodzi o to, że mam bardzo specyficzne wymagania co do lakieru do włosów wynikające oczywiście z mojej fryzury irokeza. Może Wam się wydawać, że lakier dla mnie musi być mocny i trwały jak skała. W pewnym sensie tak, ale niekoniecznie, bo inne jego właściwości też świadczą o tym, że będzie dobry. Te inne właściwości ma właśnie lakier z Cien. Mój ma 4 z pięciostopniowej skali trwałości. Ale to nie jest najważniejsze. To jest lakier nadający objętości więc automatycznie podnosi mi włosy jeszcze bardziej co jest ważne przy irokezie. Przy spryskaniu włosów nie jest suchy, a lekko mokry co pozwala mi stylizować fryzurę lakierem do włosów, a nie żelem, co ja osobiście zawsze robię, bo wtedy irokez ma fajną teksturę. Troszeczkę skleja włosy, ale u mnie jest to pożądane ponieważ mogę wyeksponować pojedyncze kosmyki włosów. No i oczywiście…. wielgaśna butla za 5 zł! Takie ilości lakieru co ja zużywam to to jest idealny rozmiar dla mnie. Coś mi się wydaje, że wybiorę się do Lidla po zapas?!
Ale jak to w przyrodzie bywa, musi być równowaga we wszechświecie i w miesiącu sierpniu znalazły się też trzy niechlubne KITY:
Niestety, ale ten żel nie poszedł w ślady za swoim bratem kremem do mycia twarzy. Oprócz fajnego, słodkiego, owocowego zapachu nie ma nic więcej do zaoferowania. Po pierwsze ma zbyt lejącą konsystencję jak na żel, przelewa się przez palce. Po drugie kiepsko myje. Myjąc nim twarz mam wrażenie jak by ślizgał się po warstwie sebum nie zmywając go. Tak jak by się nie imał sebum, nie rozpuszczał go. Resztki makijażu całkiem, całkiem dobrze domywa, ale bez szału. Po umyciu mam poczucie, że moja twarz nadal jest brudna i nie domyta. Ma podobno intensywnie nawilżać, ale uczucie nawilżenia, a uczucie tłustej i niedomytej twarzy to chyba jednak nie to samo. Nie polecam wydawać nawet 11 zł.
Swój egzemplarz mam z GlossyBoxa i całe szczęście, że sama sobie go nie kupiłam, bo to były by najgorzej wydaje 44 zł w moim życiu. Producent opisuje ten krem takimi słowami: „Zapobiega procesom starzenia się skóry. Nawilża, wygładza i chroni delikatną skórę wokół oczu, jednocześnie likwidując cienie i opuchliznę. Długotrwale nawilża skórę, Wygładza pierwsze zmarszczki wokół oczu, Redukuje oznaki zmęczenia, cienie i opuchliznę pod oczami, Opóźnia procesy starzenia się skóry, Nie podrażnia”. Chyba jeszcze zapomnieli dopisać… krawaty wiąże i przerywa ciąże (jak to mówi mój chłopak). Co jest do wszystkiego to jest do niczego! Ta stara maksyma sprawdza się w przypadku tego kremu. Nie nawilża mimo dość bogatej konsystencji. Jakimś dziwnym trafem zawsze właził mi do oczu podrażniając je, a nie mam zbyt wrażliwych oczu. O redukcji opuchlizny z rana czy cieni wieczorem można tylko pomarzyć! Niby naszpikowany cudami z laboratorium, a o niebo lepszy jest od niego zwykły żel ze świetlikiem z FlosLeku (Recenzja TUTAJ). A żeby tego było mało ma w sobie rozświetlające drobinki, które takim fajnymi drobinkami nie są, bo to świecący brokat jest. W sztucznym świetle Wasza skóra pod oczami będzie świeci się jak choinka na święta. Nie, dziękujemy….
Moje 30 ml pochodzi z GlossyBoxa. Lierac tak piszę o swoim produkcie: „Zmysłowy żel pod prysznic. Jego formuła została oparta na kompleksie składników roślinnych o udowodnionym działaniu regeneracyjnym i ochronnym. Skóra po zastosowaniu jest wspaniale nawilżona, a subtelny zapach trzech kwiatów pozostaje na skórze przez cały dzień, dając uczucie świeżości”. Ten kosmetyk określiłabym jednoznacznie: żel jak żel. Myje całkiem dobrze, fajnie się pieni i cóż więcej. Szału nie ma. Robi dokładnie to samo co zwykły żel pod prysznic np. Nivea za 8 zł a nie 44 zł. A ten zapach trzech kwiatów to kojarzy mi się z ekskluzywnym klubem dla bogaczy gdzie krąży zapach drogich perfum zmieszanych z zapachem cygar. Nie wiem może to jest bardzo ekskluzywny zapach, ale jakoś wolę nie pachnieć dymem papierosowym :o/
ja teraz już odpuściłam sobie wszystkiego typu żele myjące itp. 🙂
kupuje sobie ostatnio maści w aptece podajże jedna za 2 zł 🙂 i też się sprawdza ;D
Maści do mycia?!
muszę luknąć ten kremowy czyscik z Essence, wyglada ciekawie, tez mam TAKIEGO micelka i jestem tez zadowolona 😉
Krem z Essence warto przetestować nawet ze względu na cenę.
Mam zamiar kupić tą wodę micelarną 😉
Obowiązkowo! Najlepszy micel na świecie.
Ta woda micelarna z Bourjois jest genialna!!
Zmywa nawet najbardziej trwały makijaż i to z jaką łatwością!!
nie podrażnia, nie powoduje uczulenia ani pieczenia – to istna perła wśród płynów micelarnych!!!
a co to pędzelka z LancrOne Make Up Tapered Blending E327- sadze, że wkrótce go zakupie:-)
uwielbiam Bourjois to mój hit roku!
Dla mnie Bourjois to też nr. 1!